czwartek, 19 czerwca 2014

wakacje 2014

Podobnie jak rok temu i kilka lat temu, również w tym roku odwiedziliśmy Bułgarię, ale... z jednym wyjątkiem, poprzednio lataliśmy wprost do Burgas z Katowic, tym razem plany były nieco inne, bardziej skomplikowane i zawiłe, bo wyruszyliśmy nad ranem 11 czerwca z domu. Najpierw samochodem na lotnisko, potem samolotem ma się rozumieć, ale nie do Burgas a do Dortmundu, który powitał nas paskudnym zimnem i deszczem, oraz... pustym lotniskiem :( kiedy deszcz nieco ustał wyruszyliśmy na podbój Lidla czyli nasz pierwszy posiłek, jedzony... na przystanku autobusowym w deszczu :/ mimo to był smaczny :D

kolejne godziny mijały nam coraz milej bo i się cieplej zaczęło robić i przestawało padać, nie zdążyliśmy iść na plac zabaw ale to nic, bo przecież to nie koniec przygód i podróży, w samo południe ruszyliśmy samolotem do Sofii. Lot był super, pogoda w Bułgarii wydawała się być iście wakacyjna. Na lotnisku spotkała nas zabawna przygoda, otóż wychodząc z sali przylotów weszliśmy niechcący wprost na plan filmowy, okrzyczani i oślepieni lampami oraz bielą ekranu przeszliśmy w ustronne miejsce, by ruszyć dalej "do miasta". Podróż autobusem miała być szybka i krótka, okazała się być powolna niczym ślimak i "objazdowa", jechaliśmy ponad pół godziny mijając po drodze między innymi wóz drabiniasty i zaprzęgnięte konie w centrum stolicy Bułgarii, jak również pasące się bydło pod estakadą arterii miejskiej. Widoki szokujące jak na europejską stolicę. A nie był to koniec atrakcji :D kiedy już opuściliśmy autobus wsiedliśmy do metra, które wreszcie zaczęło przypominać XXI wiek i europejska cywilizację, po przesiadce i dotarciu na dworzec doznaliśmy wielkiego szoku, naszym oczom ukazała się SYFIA.


Przystanek dworzec główny to najciekawszy i najbardziej traumatyczny element naszej podróży i całych wakacji, nie dość że bród smród syf to delikatne określenie na to miejsce, to musieliśmy tam spędzić kilka ładnych godzin do odjazdu pociągu. Mało tego kiedy posililiśmy się resztkami w miejscowej "knajpie" i zrobiliśmy zakupy z przypadku w Billa pogoda się popsuła. Pokrzyżowało nam to plany spacerowe po Sofii, deszcze, ulewa, grzmoty, pioruny i zalana okolica... pozostało nam czekać w mrocznym zakątku obok kas biletowych na pociąg, godziny się nam dłużyły, a zwiedzanie zaułków zombie bułgarskich przyprawiło nas o pryszcze. W końcu na godzinę przed odjazdem pociągu ruszyliśmy w poszukiwaniu peronu i pociągu, okazało się że dworzec jest "intuicyjny", nikt nic nie wie, nie ma tablic informacyjnych a pociągi są dla wtajemniczonych :/

Brak komentarzy: